Muzeum Historii Katowic, Dział Teatralno-Filmowy, ul. Kopernika 11, Katowice
Wernisaż we wtorek 19 września o godz. 17:00, ekspozycja do 26 listopada 2017
Wystawa na jubileusz 45-lecia pracy twórczej
Zaprasza Dyrektor MHK Jacek Siebel oraz Związek Polskich Artystów Fotografików Okręg Śląski
Trzy rozdziały jednej wystawy
Tytuł swojej jubileuszowej wystawy Katowice Miasto Mistrzów Piękna Zbigniew Sawicz wyprowadził z promujących stolicę Śląska haseł: „Katowice Miasto Kreatywne UNESCO, „Katowice Miasto Muzyki” czy „Katowice Miasto Ogrodów”. Uznał, że przecież za każdym z nich stoją ważne wydarzenia kulturalne i ludzie sztuki różnych profesji, reprezentujący najwyższy światowy kunszt. Ich nazwiska wpisały się w dziedzictwo kulturowe Katowic. I to właśnie oni stali się bohaterami Sawiczowych zdjęć.
Ich wizerunki gromadzi od lat. Powstającym portretom nadał nazwę: „mistrzowie piękna”.
Dziś są ich już setki. Jakież to piękno reprezentują uchwyceni w przypadkowym, bądź w nieco wystudiowanym kadrze, twórcy? Przy okazji tej wystawy Sawicz prezentuje ich w trzech rozdziałach: Dżwięk, Obraz, Słowo.
W sumie blisko 50 portretów. A mogłoby ich być kilka razy tyle. Zwłaszcza, kiedy przyszłoby mu pokazać takie postaci, jak Wojciech Kilar czy Henryk Mikołaj Górecki. Z wykonanych w ciągu wielu lat fotografii mogła by powstać interesująca fotoopowieść na ich temat. A takich opowieści zebrało by się co najmniej kilkanaście. Zatem w kolejnych rozdziałach wystawy umieścił te najnowsze, także te ukazujące znane w świecie artystycznym postaci w ujęciach niekonwencjonalnych, jak na przykład profesora Andrzeja Jasińskiego odbierającego z rąk metropolity katowickiego Damiana Zimonia nagrodę Lux ex Silesia.
Nie trzeba zapominać, że Zbigniew Sawicz to artysta fotograf o duszy fotoreportera. Słowo portret funkcjonuje w jego twórczości w sposób umowny. Zawsze stara się być blisko bohatera swoich zdjęć,
ale w sposób nie nachalny, prowadząc z nim - w wolnych od zajęć chwilach - rozmowy, poznając jego osobowość i temperament. Czasem te rozmowy trwają latami, a czasem tyle, ile przerwa podczas prób czy dokonywanych nagraniach, albo wernisażowe spotkania bądź zajęcia na którejś z artystycznych uczelni Katowic. Bywa, że nie rozmawia z nimi wcale – ot, chociażby z Tadeuszem Różewiczem, który nawet wtedy, kiedy sytuacja była sposobna, nie chciał nawiązywać kontaktu, wręcz odganiał od siebie „człowieka z aparatem”, żeby przestał go fotografować. Ale Sawicz nie ustępował – znalazł jeszcze kilka sytuacji, w trakcie których wykonał takie zdjęcia, które – jego zdaniem – oddają jakąś wewnętrzną, emocjonalną prawdę o Mistrzu Słowa.
Dla Zbigniewa Sawicza najwięksi mistrzowie skupiają się wokół pięciu ważnych dla Katowic adresów: Akademia Muzyczna, Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia, Filharmonia Śląska, Akademia Sztuk Pięknych i Teatr Śląski. Kiedy pojawia się w nich autor tej wystawy, wiadomo, że powstaną kolejne portretowe dzieła. Przygotowując kolejne odsłony Mistrzów Piękna zawsze staje przed najtrudniejszym zadaniem: kogo zaprezentować, w jakim ujęciu, w jakiej sytuacji – roboczej czy odświętnej, czy towarzyszyć mu mają atrybuty bądź ślady jego twórczej aktywności. I chociaż najważniejszym kryterium jest po prostu dobra fotografia, to dylemat doboru zawsze nastręcza nie lada kłopotów i wielogodzinnych dyskusji – a te prowadzi na ogół sam ze sobą. I kiedy wydawać by się mogło, że dokonał ostatecznego wyboru, wraca do poszczególnych postaci, by czasem wyeliminować ujęcia najbardziej ulubione, które stały się jego znakiem rozpoznawczym. Zawsze czuje niedosyt, że może jeszcze ten i ów twórca powinien być w danej edycji zaprezentowany, nigdy dosyć pretensji do siebie, że nie zdążył, nie wyszło, stracił jakąś niepowtarzalną okazję.
Chociaż sam jest twórcą, artystą z poczuciem własnej wartości, zawsze stawał z boku, bacznie obserwując każdy ruch ręki, mimikę twarzy, relacje z innymi, słowem wszystkie możliwe do zarejestrowania emocje, by to one decydowały o ostatecznym kształcie zdjęcia, które nazywa portretem.
Portretem bardziej duszy niż ciała.
Wiesława Konopelska
Rozmowa autora z M. Katarzyną Gliwą:
K.G. : Portrety - jak to się zaczęło?
Z. Sawicz : Często bywałem na różnych imprezach, wydarzeniach kulturalnych, muzycznych, plastycznych... i tam fotografowałem różne osoby - nie tylko artystów prezentujących swoją twórczość, ale też ludzi interesujących się sztuką, którzy przychodzili tę twórczość poznawać i podziwiać. [...]
Tak powstał cykl, który zatytułowałem „Wernisaże, wernisaże, wernisaże …”. Potem zacząłem myśleć o wystawie portretów ludzi najwybitniejszych reprezentujących Katowice, nasz region, znanych w Polsce i poza jej granicami. Starałem się z nimi umawiać na sesje. Spotykaliśmy się, no i robiłem im zdjęcia - gdy pracowali, w trakcie naszej rozmowy, nie było jakiejś określonej reguły. Tak powstało najwięcej fotografii, nie w studiu, lecz w naturalnym dla artysty miejscu - dla muzyka to sala koncertowa lub sala prób, dla plastyka jego pracownia. Oczywiście jest to trudne, bo warunki bywają różne, ale warto, naprawdę warto. Artysta czuje się wtedy swobodnie, pracuje, skupia się na tym co robi, a ja takie momenty utrwalam, zachowuję.
K.G. : Co sprawiało, że właśnie tę osobę decydował się Pan fotografować?
Z. Sawicz : Zanim podjąłem taką decyzję, musiałem wiedzieć jak najwięcej na temat danej osoby.
O jej dokonaniach, sukcesach, osiągnięciach, nawet skąd pochodzi, jakie były jej życiowe drogi. [...] Ale najważniejsza była osobowość. Przecież każdy jest inny! Pokazać sposób bycia, tworzenia, a przede wszystkim ciągle zmieniające się emocje. W muzyce jest i piano, i forte ..., a ludzkich reakcji odzwierciedlających emocje nieskończona ilość. Ich uchwycenie jest najtrudniejsze, ale jakie to fascynujące!
K. G.: Jaki jest sposób na to by zrobić dobry portret?
Z. Sawicz : Trzeba zdobyć zaufanie fotografowanego. Właściwie jest to „wzajemność zaufania" - to pozwala sprawić, by nie pozował, lecz był sobą, otworzył się. Po prostu robił swoje i dawał wolny przepływ swoim emocjom. To nie może być sztuczne, zagrane, musi być szczere. Czasem udaje się to bardzo szybko, lecz bywają sytuacje, gdy na właściwie zdjęcie trzeba było poczekać. [...] Ale lubię powracać do tych samych osób, to jest jakby proces - oni się zmieniają, nabywają nowych doświadczeń, a ja wtedy znów ich fotografuję.
K.G. : Czy da się sfotografować duszę?
Z. Sawicz : Oczywiście. Każdy ma duszę, piękną duszę... Tylko czasami ją uzewnętrznia. Ale to na fotografii widać, widać sposób bycia człowieka. Pomagają w tym: rozmowa i użyte w niej słowa, zdarzenia. To wszystko jest ukryte w duszy i przychodzi taki moment, kiedy to wszystko się łączy w jednym spojrzeniu bądź geście - i to jest właśnie ta chwila, kiedy to wewnętrzne piękno, tę duszę, da się uchwycić, zachować. Bo przecież zdjęcia pozostaną już na zawsze, nawet gdy tej osoby już nie będzie.
K.G.: 45 lat pracy twórczej - to bardzo długi okres. Wiele, bardzo wiele się przez ten czas zmieniło - wykorzystywany sprzęt, służące dobremu odbiorowi środki wyrazu, ale także postrzeganie fotografii i jej roli. Czy jest coś, co pozostało niezmienne?
Z. Sawicz : Pasja fotografowania. Dla mnie to podstawowa rzecz. Kocham to robić. Obojętnie co by się nie działo, w moim życiu nie było nic ważniejszego od fotografii. Jak tylko zdrowie dopisze, to będę to kontynuował - jest tylu wspaniałych twórców do sfotografowania!