Ewa Rubinstein - „Elegie. Fotografie z lat 1967-1990”
Galeria Korytarz w Jeleniogórskim Centrum Kultury, ul. Bankowa 28/30, Jelenia Góra
Wernisaż w piątek 15 marca o godz. 17:00, ekspozycja do 17 kwietnia 2024
Galerię prowadzi: Tomasz Mielech
Często jestem pytana, jak doszło do zmian i jaka była droga od mojego pierwszego zaangażowania w balecie i w teatrze – do fotografii… A to nie stało się nagle, bo między tymi bardzo różnymi etapami mojego artystycznego życia było: 12 lat małżeństwa, troje dzieci, rozwód. Te 12 lat życia pokazało mi zupełnie inny świat niż ten teatralny, „udawany”, w kostiumach, na scenach, zależny od reżyserów, choreografów, itd. Po tych życiowych doświadczeniach i rozwodzie nie było mowy o powrocie do tamtego dawnego teatralnego świata, do tamtego sposobu życia. I wtedy pojawiła się w moim życiu fotografia, która dała mi coś zupełnie nowego. Efekt tego, co zrobiłam dzisiaj (sama, osobiście!) przetrwał noc,
ale i był taki sam jutro rano, i dalej…
To jak cud! Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, jak to jest dla mnie ważne.
W pewnym momencie życia zmieniło się dla mnie znaczenie fotografii i z celu samego w sobie stała się obiektem badań, sposobem dowiedzenia się czegoś o tym, co nazywam „trzecim wymiarem”.
Ten wymiar jest wynikiem zespolenia zewnętrznej rzeczywistości, tak jak ją postrzegamy, z naszymi najgłębszymi odczuciami i reakcjami na nią. To zespolenie wytwarza pod powierzchnią obrazu pewnego rodzaju wewnętrzny krajobraz, który możemy zgłębiać, próbować zrozumieć, lub też – oczywiście – zignorować.
Jak i dlaczego wybieramy jakiś określony obiekt? Dlaczego wybieramy ten obiektyw i ten kąt?
Co takiego nasze zdjęcia mówią o naszym postrzeganiu świata, o innych ludziach, ale też o nas samych? Czy próbujemy coś odwzorowywać, wyrażać, stwarzać, oddziaływać, zmieniać…?
Zawsze czułam, że – w pewnym sensie – obraz mnie „opanowuje”; inaczej mówiąc, zostaję przyciągnięta przez coś lub kogoś, i to coś lub ktoś wyzwala u mnie poczucie zażyłości, na które muszę odpowiedzieć. W tym sensie każda fotografia, którą robimy jest częścią autoportretu, choć często ani tego nie rozumiemy, ani się do tego nie przyznamy przez długi czas po zrobieniu zdjęcia. A ono zawsze mówi o wiele więcej o nas samych niż o tym, co fotografujemy. Dla mnie zdjęcie jest rodzajem snu, który został obudzony; jest snem, który nie znika o poranku, nie zostaje ani ocenzurowany, ani zapomniany. Wręcz przeciwnie, pozostaje obecny, daje na siebie stale patrzeć, aż do momentu, gdy wreszcie jesteśmy gotowi z niego wydobyć wszystkie głębsze sensy, treści. Fotografowanie ludzi czy to na ulicy, nieformalnie, czy do portretu, powie ci wszystko o osobie fotografa na podstawie jego wrażliwości – a czasem jej braku! Są fotografowie, którzy będą traktować ludzi po prostu jak tworzywo, z którym wolno im zrobić wszystko, co im się podoba, bez wskazania i zważania na ich jednostkowe człowieczeństwo (mogłabym podać nazwiska!). Są też inni, którzy nawet w trudnych sytuacjach (myślę tu o pewnym fotografie wojennym) poświęcają czas, nawet jeśli są to tylko ułamki sekund, na traktowanie innych tak, jak by chcieli być sami traktowani. Tacy ludzie niejako „rozpoznają” siebie w innym człowieku. Myślę, że w tym sensie większość zdjęć mówi więcej o fotografie, niż o jego pozornym obiekcie.
Nie chodzi tu o ćwiczenia z obsesji na punkcie samego siebie; tu chodzi raczej o podwyższenie i poszerzenie naszej wiedzy i świadomości, że fotografia jest bardziej klarowna niż charakter pisma i bardziej trwała niż sny; może zadawać, a czasem odpowiadać na najbardziej dogłębne i fundamentalne pytania dotyczące naszego życia. Nie mam wątpliwości, że fotografia dzięki swej zdolności do „chwytania” informacji w ciągu setnych ułamków sekundy oraz trwania jako świadek, jest wyjątkowym narzędziem pozwalającym na patrzenie pod powierzchnię naszego życia.
Ewa Rubinstein, Nowy Jork, luty 2024
Wystawa prezentowana dzięki uprzejmości Pana Wojciecha Stanislawa Grochowalskiego - dyrektora Miedzynarodowej Fundacji Muzycznej im. Artura Rubinsteina w Łodzi