Agnieszka Grynkiewicz "Rok w komórce"
Klika lat temu posiadanie aparatu cyfrowego wiązało się nie tylko z dużym wydatkiem ale i dość
kiepską jakością finalnego obrazu. Aktualnie te same, a nawet wyższe standardy oferowane są
jako dodatki – akcesoria do aparatów telefonicznych.
Obecnie możemy rozmawiać przez telefon, fotografować otoczenie, by po chwili wysłać zdjęcie
wraz z tekstem komuś bliskiemu za pomocą mms. Ta możliwość oraz generalnie burzliwy
rozwój technologii cyfrowej spowodowały, że rejestracja obrazu stała się czymś powszechnym
i ogólnie dostępnym. Zdjęcia powstają spontanicznie, nagle, z ukrycia, premedytacji i zaskoczenia.
Pojawiają się swoiste foto – dzienniki, czy fotograficzne blogi. Rodzajem takiego fotograficznego
pamiętnika jest wystawa Agnieszki Grynkiewicz – stąd tytuł projektu – „Rok w komórce”.
Autorka rejestruje dzień po dniu chwile, które były dla niej w jakiś sposób ważne (spotkania
z przyjaciółmi, wspólna kolacja, szczególne miejsca), lub stanowiły wyrywki z codziennego życia.
Sceny te ocierają się czasem o sytuacyjny banał, zarysowując mocny subiektywizm przekazu
własnych doznań i odczuć. Oglądając te zdjęcia widz ma możliwość zajrzenia w cudzą prywatność,
może poznać cudze życie nie za pomocą słów, lecz poszczególnych obrazów.
Taka forma fotograficznego zapisu mieści się w konwencji dokumentu, jednak Agnieszka
nie poprzestaje na samej rejestracji obrazu. Przy pomocy jakie daje jej technologia przetwarza
zdjęcia, przepuszczając je przez graficzne filtry zbliżając się wizualnie do efektów łudząco
bliskich malarstwu. To pierwotne wrażenie jest bardzo silne i nie sposób uciec się do porównań
w poszukiwaniu analogii między taką formą obrazowania, a współczesnym postmodernistycznym
malarstwem. Ta wzajemna koegzystencja trwa od zarania i jest nieuniknioną. W minionych wiekach,
fotograficy wykorzystywali techniki specjalne, by zdobyć uznanie w oczach odbiorców
przyzwyczajonych do ówczesnej konwencji panującej w malarstwie czy grafice.
Obecnie prostota i łatwość z jaką można uzyskać podobne efekty sięgając po odpowiednie aplikacje
jest zniewalająca ale i inspirująca. Czy jest więc coś złego w tym, że współczesna fotografia
wkracza ponownie - tym razem za pomocą nowoczesnej technologii - w domenę, która
uchodzi za miejsce opanowane przez sztuki plastyczne?
W projekcie Agnieszki formalnie trudno się do czegoś przyczepić. Kompozycje kadrów są ciekawe,
często bardzo dynamiczne - nawiązujące momentami stylistyką do steet’u. Zastosowane filtry
w prawdzie spłaszczają i upraszczają obraz, ale jednocześnie wydobywają całą gamę kolorów
- tonację barwną w obrębie, której autorka porusza się z dużą wprawą. Jeśli brakuje mi czegoś,
to tego elementu humanizmu jaki wyczuwa się biorąc do ręki chociażby prace Dederki -
niuansów wynikających z traktowania emulsji, pewnej przypadkowości i niepowtarzalności.
Z drugiej strony jestem świadomą, że projekt ten powstał w zupełnie innych czasach –
innym środowisku, które wiąże się z cyfrowym przekazem obrazu.
Jedynym, co budzi mój niepokój jest to na ile efekt tej pracy jest wynikiem wrażliwości i sposobem
percepcji świata przez autorkę, czy też może fascynacją samą możliwością wykreowania takiego,
a nie innego świata przy pomocy aparatu w telefonie. W takich momentach przypomina mi się
dyskusja na temat roli fotografii oraz wypowiedź jednego ze znanych polskich malarzy – „że istotą
rzeczy jest zamysł twórczy i jego realizacja, nie zaś narzędzie jakim dane dzieło zostało wykonane”.
Trudno się z tym nie zgodzić. Można również nie utożsamiać się z taką formą fotografii, ale trudno
pozostać wobec niej obojętnym.
Kurator Anna Wolska
Wystawa czynna od 31 maja do 21 czerwca